I kto tu jest super?
Foto: JD Hancock |
Nerwowe sobotnie przedpołudnie, popędzamy się do wyjścia. Idzie opornie, dzieci pokrzykują na mnie, a ja pokrzykuję na dzieci.
Ciśnienie rośnie. Czuję, że zaraz wybuchnę. Wtedy Marysia (6 lat) sama nie wytrzymuje i wypala: – Supertata tak się nie zachowuje!
Zamilkłem. Miała rację. Nie nadaję się. Zamykam bloga…
A tak zupełnie serio – zachowała się znakomicie! Oto znalazła doskonały sposób na to, żeby postawić mnie do pionu. Wykorzystała nazwę wirtualnego bloga, który jest moją dumą, by dać mi sygnał, gdy ta duma przeradza się w realną pychę.
Bo ja czasem tego potrzebuję: odarcia z fałszywego przeświadczenia o własnej nieomylności. Pewność siebie jest u rodzica niezwykle ważną cechą, również dla dziecka, które – obserwując mamę i tatę – kształtuje ją u siebie. To naturalny etap budowania własnej tożsamości.
Ale pewność siebie niesie ze sobą też mnóstwo pokus. Łatwo wtedy ulec zapędom dyktatorskim, zwłaszcza przez rodzica, który do pewnego momentu rozwoju dziecka jest w domu władcą absolutnym. Potrzebuje on czasem sprowadzenia na ziemię, a właściwie rąbnięcia o grunt, żeby otworzyły mu się oczy – na niego samego.
Dzieci robią to znakomicie. Doskonale rozpoznają zalety i wady rodziców, ich silne strony i słabości. Ale najważniejsze, że znają klucz do naszych serc i wiedzą jak je poruszyć. Ten werbalny „plaskacz”, jaki zaserwowała mi Marysia, to był kubeł zimnej wody na moje niepotrzebnie rozgrzane emocje. Dobrej, gaszącej wody.
Ostatecznie zostaliśmy w domu i zrobimy piknik w ogródku. Poranny spór okazał się zupełnie niepotrzebny.
No, chyba że potrzebny dla mnie. Żebym zrozumiał.