Mając pięć córek trudno nie być feministą
Lubię feminatywy. Są dla mnie zewnętrznym przejawem wewnętrznego otwarcia na równość. A skoro słowa nie tylko opisują, ale też kształtują rzeczywistość, to używam feminatywów jak najczęściej – bo chcę, żeby na stałe weszły do języka i zmieniały świat.
Okazją do przypominania o tym jest obchodzony 7 listopada Światowy Dzień Feminizmu. To także dzień urodzin Marii Skłodowskiej-Curie oraz rocznica przyznania jej drugiej Nagrody Nobla. Niezłe kombo!
Oczywiście najfajniej by było, gdybyśmy stosowali feminatywy na co dzień, a nie tylko od święta. Jednak patrząc na to, jak potrafią one podnieść temperaturę dyskusji w social mediach, myślę sobie, że może proces ich wprowadzania wymaga ewolucji, a nie rewolucji.
Feminizm? Nie znam…
W moim domu pojęcie feminizmu nie istnieje, bo nie musi. Równość jest w naszej rodzinie oczywistością i nie trzeba jej opisywać definicjami albo ubierać w jakieś ramy. Dla mnie, mojej żony i naszych córek to rzeczywistość tak naturalna, że dopiero proces odwrotny, czyli jakaś forma maskulinizmu, wprowadziłby aberrację.
Ale nie wszędzie tak jest i dlatego feminizm jako idea nadal istnieje. Wciąż na świecie panują nierówności wynikające z płci (w każdym kraju inne, o czym warto pamiętać) i dopóki nie zostaną one zniwelowane, to zjawisko feminizmu będzie po prostu społecznie potrzebne.
Rzecz jasna co kraj, to inne przejawy jego aktywności. Zresztą form organizacyjnych, w których realizowane są idee feministyczne, jest wiele, każda ma swoje sposoby działania i – co ciekawe – z różnych fundamentów wyrasta. Istnieje np. feminizm chrześcijański, któremu w wielu sprawach nie po drodze z radykalnym feminizmem. Są feministki walczące o prawo do aborcji i feministki pro-life. Inaczej wdrażany będzie feminizm w krajach postkolonialnych, a inaczej w tych, gdzie istotna jest tożsamość etniczna.
Jeszcze inne oblicza miał feminizm w Polsce, która najpierw była pod zaborami, potem przez chwilę wolna w XX-leciu międzywojennym, by po II wojnie światowej wylądować w narzuconej rzeczywistości „kobiet na traktorach”, które jednocześnie nie mogły być pilotkami wojskowych myśliwców. Nie próbujcie tego zrozumieć… Nic więc dziwnego, że nawet w Wikipedii polskiemu feminizmowi poświęcono osobny wpis.
Znajdź sobie swój feminizm
Zaryzykuję więc twierdzenie, że każdy może znaleźć sobie taką formę feminizmu, która będzie mu bliska, o ile zechce wznieść się ponad pierwsze skojarzenia, które sklejają feminizm np. z waleczną kobietą, która najchętniej staje przeciwko mężczyznom. Taki obrazek wojującej feministki często pojawia się w popkulturze i jest przez nią wyśmiewany poprzez doprowadzenie do absurdu. Tylko że to hiperbola, czyli świadome wyolbrzymienie – środek stylistyczny tyleż efektowny, co daleki od prawdy.
Oczywiście na upartego da się znaleźć osobę lub wydarzenie, które ilustrowałoby taką definicję feminizmu, ale byłby to wyjątek potwierdzający regułę, a nie uśredniony przykład, pod którym mogliby podpisać się też inni.
Patrząc na historię feminizmu zawsze było tak, że pod tę ideę podpinały się środowiska sięgające od skrajności do skrajności – z ogromnym, pojemnym i elastycznym środkiem, w którym pewnie każdy mógłby się odnaleźć. Zerknijcie choćby do Wikipedii, gdzie pod hasłem „feminizm” znajdziecie opisy jego różnych fal, etapów czy emanacji. Mnie też nie wszystkie wynikające z feminizmu aktywności odpowiadają, ale co do zasady się zgadzam: wszyscy jesteśmy równi i powinno to być odzwierciedlone w tym, jak na co dzień funkcjonujemy w społeczeństwie.
Przypuszczam, że ostatecznym celem feminizmu jest… zaniknięcie – wraz z ostatnią nierównością. Potem po prostu przestanie być potrzebny.
Ty też możesz zostać feministą!
Jakiś czas temu, gdy zaczęły rodzić nam się same córki – a zwłaszcza gdy zaczęły dochodzić do głosu i dobitnie go wyrażać – postawiłem sobie pytanie o mój stosunek do feminizmu. Chwilę zajęło mi zrzucenie z oczu popkulturowych klisz i dotarcie do fundamentów, na których owe idee wyrosły.
Wtedy zrozumiałem, że tak naprawdę chcę ukształtować w sobie swój własny feminizm. Uznałem, że najlepszą metodą będzie nie tyle zaczerpnięcie z jednego z ruchów feministycznych, których jest od groma, a które zwykle powstawały jako reakcja na coś. Tak naprawdę muszę znaleźć własne „coś” i w odniesieniu do tego „czegoś” zbudować swoją indywidualną, feministyczną postawę.
Tym czymś jest dla mnie rzeczywistość, jaką chcę swoim córkom najpierw przygotować, potem ją z nimi rozbudowywać i wreszcie zostawić w spadku tak elastyczną, by mogły one dalej formować ją po swojemu. To trochę pieśń przyszłości, ale przecież jutro zaczyna się dziś, czyż nie?
Dlatego kiedy myślę o świecie, w który będą one wchodzić za kilka czy kilkanaście lat jako osoby samodzielne, to chciałbym, aby był on dla nich przestrzenią przyjazną.
Gdzie nie będą musiały rozpychać się łokciami, by znaleźć miejsce na rynku pracy w zawodach, które byłyby zgodne z ich kompetencjami.
Gdzie będą mogły decydować o sobie, wybierać dowolne ścieżki w życiu i wyrażać swoje zdanie bez obaw, że ktoś każe im milczeć.
Gdzie żarty ze stereotypów płciowych znajdą się na śmietniku historii jako krzywdzące, bo stygmatyzujące i dyskryminujące – cóż z tego, że mówione „na śmieszno”, skoro wielu tak myśli „na poważno”.
I wiecie co? Dokładnie tego samego chciałbym dla chłopaków! Bo celem feminizmu jest przecież równość. 🙂
Toteż bardzo jest mi po drodze z definicją, którą można przeczytać w Wikipedii:
feminizm (łac. femina „kobieta”) – szereg ruchów społecznych i politycznych oraz ideologii, które łączy wspólny cel, czyli zdefiniowanie, uzyskanie i utrzymywanie równości płci pod względem politycznym, ekonomicznym, osobistym i społecznym.
Tylko i aż tyle.
Dlatego z okazji 7 listopada, czyli Światowego Dnia Feminizmu, życzę nam wszystkim wszystkiego najlepszego – wszak równouprawnienie to wspólna sprawa.
Marcin Perfuński
Partnerem wpisu jest Answear, któremu dziękuję za koszulkę!
Przyjemnie się to czytało, zwłaszcza że autorstwa mężczyzny. A ja jestem kobietą, ale czy feministką… nie do końca rozumiem feminizm ale wiem że nie chcę równouprawnienia. Otóż Wy, mężczyźni, powinniście uznać naszą wyższość nad Wami. O równouprawnieniu będziemy mogli porozmawiać jak Wy zaczniecie rodzić XD a do tego czasu mamy być uznawane według naszych czynów, wykształcenia umiejętności ale i wyjątkowości.
Pensja na równi z mężczyznami – TAK, stanowisko na równi z mężczyznami – TAK, ale jak proszę mężczyznę żeby zmienił mi przebite koło w samochodzie to nie mam ochoty słyszeć że „chcemy równouprawnienia”.