Finanse

Osiem domowych sposobów na obniżenie rachunków za prąd

Rwiecie włosy z głowy na widok kolejnych rachunków za prąd? To możecie już przestać. Oto osiem naszych rodzinnych – i skutecznych! – patentów na obniżenie rachunków za energię elektryczną, w większości do wprowadzenia od teraz!

Najpierw dwa punkty zaczepienia – pierwszy osobisty. Przez ostatnie cztery lata miesięczny koszt korzystania z energii elektrycznej w naszym domu skoczył ze 130 zł na prawie 250 zł. To nie tylko kwestia wzrostu cen energii, o czym za chwilę, ale przede wszystkim potrzeb rodziny i związanego z tym zużycia prądu. Mamy piątkę dzieci, które dorastają, a wraz z nimi rośnie lista urządzeń, z których korzysta każda z córek: laptopy, telefony, smartwatche itd. Każde wymaga podłączenia do gniazdka, co rzecz jasna odbija się na rachunkach.

Drugi powód jest bardziej społeczno-gospodarczy. Otóż według raportu Urzędu Regulacji Energetyki od 1 stycznia 2022 r. „łączny średni wzrost rachunku statystycznego gospodarstwa domowego rozliczanego kompleksowo (sprzedaż i dystrybucja w grupie G11) wyniesie ok. 24 proc. w stosunku do roku 2021, co oznacza wzrost o ok. 21 złotych netto miesięcznie„. To między innymi efekt tego, że średnie ceny energii elektrycznej na rynku hurtowym w ostatnim roku wzrosły niemal dwukrotnie: z 242 zł/MWh w listopadzie 2020 r. do 470 zł/MWh w listopadzie 2021 roku. 

Z tego, co mówią eksperci, to nie koniec wzrostów… 🙁

Oszczędzać? Tak! Ale jak?

Nic więc dziwnego, że Polacy rzucili się szukania sposobów na obniżenie rachunków za prąd. W badaniu IBRiS, przeprowadzonym na zlecenie Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej, aż 92% respondentów zadeklarowało, że oszczędza prąd.

Jakimi sposobami to robią? Używanie żarówek energooszczędnych (92% deklaracji), wyłączanie światła przy opuszczaniu pomieszczenia (89%), niewkładanie do lodówki ciepłego jedzenia (81%) i uruchamianie pralki, gdy jest pełna (80%). 

Mniej wskazań zebrały wyjmowanie ładowarki z gniazdka po naładowaniu telefonu (69%), wstawianie zmywarki dopiero, gdy jest pełna, i odłączanie nieużywanego sprzętu od zasilania (po 61%), gotowanie niezbędnej ilości wody w czajniku elektrycznym (51%) oraz korzystanie z listwy umożliwiającej wyłączenie kilku sprzętów jednym przyciskiem (38%). 

Zaledwie 4% wskazało, że nie podejmuje żadnych działań w celu oszczędzania energii.

Dobrze to ilustruje poniższa grafika:

https://pkee.pl/aktualnosci/dziewieciu-na-dziesieciu-polakow-deklaruje-ze-oszczedza-energie-elektryczna/

No dobrze, ale co z tymi ośmioma sposobami, które pomogły zaoszczędzić prąd nam? A także o ile dzięki tym działaniom obniżyło się nam zużycie oraz rachunki? 

Opowiadałem o tym trochę w “Pytaniu na śniadanie”, kiedy to zaprosiłem do siebie ekipę telewizyjną i krok po kroku omówiłem nasze patenty. Nie wszystkie, bo jest ich więcej, ale starałem się pokazać na kilku konkretnych przykładach jak to działa. Zobaczcie ten materiał:

https://pytanienasniadanie.tvp.pl/58188679/jak-oszczedzac-prad

Tyle tytułem wstępu. A jak to wygląda bardziej szczegółowo?

1. Urządzenia energooszczędne… czyli jakie?

To od początku było moje idée fixe – gdy tylko możemy, kupujemy urządzenia energooszczędne! Jednak między energooszczędnością sprzed lat a dzisiejszą zieje przepaść, którą widać w oznaczeniach. 

Macie od kilku lat urządzenia klasy A? Prawdopodobnie są już w klasie F! Ale uspokajam – jeżeli działają poprawnie, to nic złego się z nimi nie dzieje i nadal trzymają parametry, z którymi je kupowaliście. Po prostu w międzyczasie zmieniła się skala energooszczędności. Od marca 2021 roku dotychczasowe urządzenia klasy A+++ mieszczą się w przedziale między C a D, zaś dawna klasa A+ to teraz zaledwie F. 

Nasza pralka do niedawna była w klasie A+++. Dzisiaj to już co prawda pieśń przeszłości, ale nadal jest energooszczędna!

To wszystko dlatego, że dzięki rozwojowi technologicznemu producenci urządzeń stale podwyższają energooszczędność swoich produktów, przez co do literki A w najwyższej klasie dochodziły co jakiś czas kolejne plusy. Dla przeciętnego konsumenta było to coraz mniej zrozumiałe, stąd zaszła potrzeba uproszczenia skali.

A wiecie, które z nich jest największym pożeraczem energii? Okazuje się, że niekoniecznie to, które wskazują respondenci. Zerknijmy jeszcze raz do danych Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej:

https://pkee.pl/aktualnosci/dziewieciu-na-dziesieciu-polakow-deklaruje-ze-oszczedza-energie-elektryczna/

Czy to znaczy, że nie ma już urządzeń klasy A? Jak najbardziej się je produkuje, ale należą one do najwyższej półki zarówno jakościowej, jak i cenowej. Przy zwykłym korzystaniu z nich zakup ten będzie amortyzował się latami. 

Przeciętny użytkownik prawdopodobnie zadowoli się urządzeniami klasy E i F, ale nie powinien z tego powodu pluć sobie w brodę. One też mogą być bardzo energooszczędne, ale trzeba użytkować je w odpowiedni sposób. Jaki?

2. Lodówka

To jedno z niewielu urządzeń, które jest podłączone do prądu stale przez cały rok, ale to wcale nie znaczy, że działa na okrągło. Tak naprawdę włącza się kilka, może kilkanaście razy na dobę – głównie po to, żeby uruchomić kompresor, który odpowiada za cyrkulację czynnika chłodzącego, a także by doświetlić wnętrze, gdy otworzymy drzwi lodówki i… to wszystko!

Wychodzi więc na to, że lodówka jest jednym z najbardziej optymalnie działających urządzeń w naszych domach. Na przestrzeni roku zużywa ona średnio od 100 do 450 kWh, co przekłada się na rachunki rzędu 80-400 zł w zależności od modelu lodówki.

Mały otwór do wyjmowania produktów znajdujących się na drzwiach to bardzo praktyczne rozwiązanie.

Czy można tu jeszcze coś z końcowego rachunku urwać? Jak najbardziej!

Przede wszystkim zacząłbym od… przeczytania instrukcji. Wiem, straszne nudy, no bo czegóż nowego moglibyśmy się z niej dowiedzieć? Tymczasem może się okazać, że Wasze lodówki nie dość, że mają różne tryby oszczędzania, które wystarczy uruchomić, to jeszcze dostaniecie kilka podpowiedzi, np. jak rozkładać produkty w środku, żeby zoptymalizować działanie urządzenia.

Przykłady porad z instrukcji lodówki, którą mamy u siebie w domu, a jest to model side by side, a więc bardzo duży:

Instrukcja obsługi zawiera wiele praktycznych i uniwersalnych porad – warto się z nimi zapoznać!

Tych porad jest więcej i są na tyle uniwersalne, że będą pasować niemal do każdego urządzenia. Zerknijcie do Waszych instrukcji, a na pewno coś jeszcze znajdziecie.

Nasza lodówka ma dodatkowo: 

  • alarm otwarcia drzwi – odzywa się po kilkudziesięciu sekundach i baaardzo się przydaje, zwłaszcza gdy ma się dzieci, które już umieją drzwi otwierać, ale jakoś zapominają o ich zamykaniu;
  • mały otwór do brania produktów z drzwi – mleko, soki czy woda na wyciągnięcie ręki, bez konieczności otwierania całych skrzydeł drzwi i wysysania z lodówki zimnego powietrza;
  • tryb eco – lodówka sama dobiera parametry, aby zaoszczędzić jak najwięcej energii, a jednocześnie chroni produkty przed zepsuciem;
  • tryb wakacyjny – gdy wyjeżdżamy na kilkanaście dni, warto opróżnić komorę chłodziarki i włączyć tę funkcję, dzięki czemu będzie w niej utrzymywana temperatura na poziomie około +15°C i nie powstaną wewnątrz nieprzyjemne zapachy. Jednocześnie zamrażarka będzie działać cały czas.

Warto z tych opcji korzystać, bo dają nam one kolejne okazje do oszczędzania.

3. Pralka

Tu ponownie odsyłam do instrukcji, która wbrew pozorom zawiera wiele cennych informacji. Być może żachniecie się, że to niepotrzebne, wszak pralka jest jednym z najbardziej automatycznych urządzeń w naszych domach: wkładasz pranie, dodajesz środki piorące, ustawiasz program i idziesz na kawę. Co tu można jeszcze zrobić?

Tymczasem co program, to inne zużycie prądu i wody. Różnice mogą być nawet dwukrotne! Zobaczcie sami, co można wyczytać w instrukcji naszej pralki:

Program programowi nierówny: różnią się zużyciem prądu, wody i… czasu!

Jak widzicie, ma ona aż 15 programów prania. Przy pełnym załadunku (7 kg) najbardziej optymalne potrzebują średnio 1 kWh energii i 50 litrów wody. Jednak między skrajnymi programami różnice są ogromne! Wystarczy wspomnieć, że najbardziej energożerny, np. do prania ubranek dziecięcych, pobiera aż 2,4 kWh i 119 litrów wody.

Niektóre tryby można wzbogacić o funkcję usuwania z ubrań sierści zwierząt domowych, która skutkuje zwiększeniem temperatury i zużyciem dodatkowej ilości wody, a co za tym idzie wyższym poborem. A jeśli te cykle pomnożymy przez liczbę prań wykonanych przez 12 miesięcy, to straty prądu (lub jego oszczędności, o czym za chwilę) mogą sięgnąć nawet setek złotych w skali roku.

Niemal każdy program można modyfikować, aby zoptymalizować jego funkcjonalność.

Zależy to oczywiście od wielu czynników, na które – oprócz wyboru samego programu – nie mamy za bardzo wpływu. Ale tym, co prawdopodobnie możecie zmienić, są ustawienia temperatury

Niektóre programy mają ustawioną domyślnie temperaturę 60 czy 90 stopni – tymczasem do codziennego prania ubrań średnio zabrudzonych wystarczy 40 stopni. Nie dość, że obniżycie w ten sposób zużycie prądu potrzebnego do nagrzania wody, to jeszcze skrócicie program prania o niemal godzinę.

Spróbujcie sami – prawdopodobnie efekt końcowy będzie ten sam, czyli po prostu czyste ubrania. A skoro nie widać różnicy, to przepłacanie traci sens. 😉

4. Zmywarka

Tu programów do wyboru macie zapewne mniej. Nasza zmywarka ma ich zaledwie cztery, ale to był nasz świadomy wybór – doświadczenie nauczyło nas, że w praktyce i tak korzysta się najczęściej z jednego.

I znowu zachęcam do zajrzenia do instrukcji. Przeczytacie w niej, że różnice w programach są zarówno w poziomie zużycia energii, wody i czasu. W naszym przypadku nie są one szczególnie wielkie: od 0,8 kWh do 1,65 kWh energii oraz 11,5-17,6 litra wody. Różnice w czasie trwania są już znaczne: od 30 minut do aż 3,5 godziny!

Na co dzień korzystamy wyłącznie z programu ekonomicznego – inne uruchamiamy wyłącznie od święta i to dosłownie!

Zgadnijcie, który program jest najbardziej ekonomiczny? Otóż ten najdłuższy! Wynika to z tego, że pracuje on w niższej średniej temperaturze (50 stopni zamiast 70), a kolejne etapy mycia są wydłużone: samo suszenie trwa jakąś godzinę.

Gdzie tu można coś zaoszczędzić? Z naszej praktyki mogę polecić włączanie zmywarki zapełnionej po brzegi, a nie przy połowie załadunku – przez cały dzień prawdopodobnie nazbieracie wystarczającą ilość zestawów, by wypełnić oba kosze. Nie trzeba uruchamiać zmywarki po każdym posiłku.

Optymalne układanie naczyń w zmywarce to moje guilty pleasure – bardzo mnie relaksuje!

Nie będziecie też musieli dzielić tabletek typu „all in one” na dwie części, bo przecież korzystanie z całej wówczas, gdy potrzebujemy tylko połowy, trochę mija się z misją oszczędzania. Koszt jednej takiej tabletki to około 50-80 gr.

5. Piekarnik

To proste urządzenie, którego zadaniem jest przetworzenie energii elektrycznej na cieplną i… tyle. Tymczasem to jedno z najbardziej energożernych urządzeń w domu! Ale wbrew pozorom i tutaj można coś zrobić, by tej energii nie tracić zbyt wiele.

W specyfikacji urządzenia podana jest zwykle tylko moc przyłączeniowa, np. 3 kW. To parametr informujący o maksymalnym zużyciu energii, jakie może wystąpić podczas użytkowania sprzętu. A jakie jest minimalne? Wszystko zależy od tego, co, ile i jak szybko podgrzewamy.

Wymontowanie i umycie szyby piekarnika nie jest łatwe, ale na pewno tańsze niż ciągłe uchylanie drzwiczek. Opłaca się!

Pewne ustawienia wydają się intuicyjne: uzyskanie wyższej temperatury wymaga większej ilości mocy – tu chyba wszyscy jesteśmy zgodni. Jeżeli mamy opcję grilla, czyli możliwość wykorzystania dodatkowej grzałki, to zużycie będzie jeszcze większe. 

A termoobieg zwiększa czy zmniejsza zużycie energii? Silniczek wiatraczka to przecież teoretycznie kolejny potwór pożerający energię. Tymczasem karty produktu zawierające informacje o efektywności energetycznej danego urządzenia są raczej zgodne, że wykorzystanie termoobiegu zużycie energii… zmniejsza! Dlaczego? Po prostu dzięki wymuszonemu ruchowi gorącego powietrza potrawa dochodzi szybciej, więc piekarnik pracuje krócej. Ot i cały sekret!

Karta produktu dowolnego piekarnika pokazuje, że termoobieg oszczędza zużycie energii, a nie je zwiększa.

A z rzeczy praktycznych warto polecić jeszcze jedną. Jeżeli chcecie zobaczyć, czy potrawa jest już odpowiednio zarumieniona, to nie otwierajcie drzwiczek piekarnika, tylko zerknijcie na nią przez szybę. Wbrew pozorom nawet chwilowe ich uchylenie pozbawia piekarnik mnóstwa stopni celsjusza, które on potem musi ponownie naprodukować, czyli zużyć dodatkową energię. 

Jeżeli potrawy nie widać, bo macie brudną szybę, to znacznie taniej jest ją po prostu umyć. 😉

6. Czajnik elektryczny

Nie ma co się rozpisywać – czajnik elektryczny to prawdziwy energetyczny smok! Jego moc określana jest na tabliczkach znamionowych w tysiącach watów. Obecnie produkowane czajniki domowe mają moc od 600 do nawet 3000 W, choć najczęściej spotykane są takie z mocą około 2000 W. 

Gdzie tu można zaoszczędzić? Najlepiej na samym sposobie podgrzewania wody. Wpływ na to mają dwa parametry. 

Dwie filiżanki to jeden duży kubek – tyle wody wystarczy, nie trzeba napełniać całego czajnika.

Po pierwsze: im wyższa moc grzałki, tym szybciej woda zostanie zagotowana, a skrócenie czasu gotowania zmniejsza też zużycie prądu. Po drugie: gotujmy tylko tyle wody, ile trzeba. Do zrobienia szklanki herbaty wystarczy 200 mililitrów, a nie 2 litry – oszczędzamy w ten sposób kilka minut niepotrzebnego gotowania.

7. Oświetlenie

Od razu zaznaczę, że nie będę się rozpisywał o rodzajach żarówek, bo tu sprawa jest prosta. Między tradycyjnymi żarówkami wolframowymi a najbardziej oszczędnymi LED-ami jest energetyczna przepaść. Te ostatnie potrafią zużywać dziesięciokrotnie mniej energii niż klasyczne! Zatem zamienienie tych starych na nowe jest sprawą fundamentalną i dla mnie bezdyskusyjną. 

Ale to nie wszystko, co możemy zrobić w kwestii zaoszczędzenia na oświetleniu. Zacznijmy od postawienia sobie kilku pytań. Pierwsze i najważniejsze: ile źródeł światła macie w domach? Liczyliście je kiedyś? Warto to zrobić, choć uprzedzam, że wynik może być dla Was zaskoczeniem.

U mnie takich źródeł jest aż 86. Osiemdziesiąt sześć!

Są to żyrandole, kinkiety, reflektory przed wejściem i garażem, oświetlenie schodowe, meblowe i łazienkowe, lampki biurkowe i stojące przy sofach, czyli do czytania… Mnóstwo tego jest!

Wykręcenie co drugiej żarówki nie obniży nam komfortu życia, ale na pewno obniży rachunki.

Pytanie drugie: czy każde z nich jest potrzebne i czy są optymalnej mocy? Bo czy korytarz między pokojami musi być oświetlany trzema średnimi żarówkami zamiast jednej jaśniejszej? Trzy o mocy 7 W (dawne 50 W), a jedna 15 W (dawne 100 W) to jednak spora różnica.

Pytanie trzecie: a może da się żyć komfortowo z mniejszą ilością żarówek? By to sprawdzić, nie trzeba przebudowywać instalacji – wystarczy wykręcić co drugą żarówkę. Jakiś czas temu zaczęliśmy to praktykować w miejscach, gdzie wydawało się nam, że jest za jasno.

Może na schodach zamiast ośmiu wystarczą cztery? A nad wyspą kuchenną nie trzeba trzech, ale dwie? Okazuje się, że po pozbyciu się 1/3 żarówek komfort życia wcale się nie pogarsza, a może wręcz polepsza – jest intymniej, spokojniej, bardziej nastrojowo. 

Warto też zainwestować w czujkę ruchu, zwłaszcza w miejscach, gdzie naprawdę chodzi tylko o oświetlenie momentu przejścia. Tak zrobiliśmy na schodach, które da się pokonać w 5 sekund, ale na wszelki wypadek ustawiliśmy czujkę na 10.

Czujkę ruchu umieściliśmy pod parapetem – obejmuje ona całość korytarza, ale sama pozostaje dla nas niewidoczna.

Efekt? Zamiast świecić światłem ciągłym przez kilka godzin dziennie, oświetlenie schodowe włącza się w sumie kilkanaście, może kilkadziesiąt razy na dobę. Koszt czujki to kilkadziesiąt złotych, ale zwraca się bardzo szybko.

8. Najtrudniejsze do zmiany? Nawyki!

I tu dochodzimy do momentu, w którym wszystkie powyższe rady będzie można wyrzucić do kosza, jeśli nie zmienimy najtrudniejszego: nawyków! Bo cóż nam po najbardziej energooszczędnych urządzeniach, jeśli będziemy korzystać z nich nadmiarowo? Albo zamiast posiadania 30 źródeł światła będziemy ich mieć 86? 😉

Muszę przyznać, że jedną z rodzicielskich zmór jest zostawianie przez dzieci zapalonych świateł w pomieszczeniach. Czasami to kwestia zapomnienia, czasami wyjścia “na chwilę” (po czym ta chwila trwa godzinę…), a czasami jednoczesnej zabawy w kilku pokojach naraz. W przypadku rodziny wielodzietnej zdarza się to wszystko nader często. Tak więc gaszenie świateł po wyjściu z pomieszczenia jako główny nawyk – to po pierwsze.

Łazienka to jedno z pomieszczeń, w którym światła są zostawiane najczęściej – przynajmniej u nas w domu.

Po drugie realne wyłączanie urządzeń, a nie ich hibernowanie, utrzymywanie w trybie stand-by czy pozostawianie wpiętymi do gniazdek. Wbrew pozorom urządzenie nieużywane, ale pozostające w gotowości, też pobiera prąd z sieci – niby śladowe ilości, ale zauważcie, że takich sprzętów jest coraz więcej. To już nie tylko telewizor czy zestaw hi-fi, ale też zasilacze do laptopów, ładowarki do smartfonów, tabletów czy smartwatchy. Ich skala robi robotę!

Oczywiście wypinanie każdego z nich z gniazdek zacznie nas wkurzać prawdopodobnie już drugiego dnia, dlatego najpraktyczniejszym rozwiązaniem są listwy z jednym wyłącznikiem. Można zorganizować w domu wspólne miejsce do ładowania, do którego będą wpięte wszystkie ładowarki. Wieczorem, np. przed kąpielą, podpinamy do nich wszystkie urządzenia, potem odpinamy, a całą listwę pyk! – wyłączamy na noc i już. 

* * * 

No i teraz odpowiedź na kluczowe pytanie: ile w ten sposób zaoszczędziliśmy?

Przede wszystkim chciałbym zauważyć, że przez ostatnie 4 lata obserwowaliśmy nieustanny wzrost zużycia energii w naszym domu. Gdy kupiliśmy go w 2017 roku i wprowadziliśmy się w 2018 roku, półroczne prognozy (w takim trybie dostajemy rachunki od zakładu energetycznego) zaczynały się od 1275 kWh za 6 miesięcy. Miały one swoje sezonowe wzrosty i spadki, ale w skali roku tendencja była nieustannie rosnąca.

Najwyższa prognoza obejmowała przełom roku 2020 i 2021 – to było aż 2278 kWh. To wzrost o ponad 1000 kWh za jedno półrocze! W skali roku zaczynaliśmy od zużycia 2450 kWh, a w ostatnim roku przekroczyliśmy 4000 kWh. Trzeba było coś z tym zrobić.

Dzięki zastosowaniu wymienionych wcześniej metod, ale i też samodyscyplinie oraz cierpliwym wprowadzaniu nawyków (tryb niedokonany użyty świadomie, bo to proces, który wciąż trwa…) udało nam się obniżyć zużycie prądu o prawie 500 kWh za pół roku. W skali roku to będzie niemal 1000 kWh, a więc – biorą pod uwagę cenę prądu u naszego dostawcy – w naszej kieszeni zostanie około 700 zł. Jak miło!

Jeżeli chcecie poznać więcej sposobów na oszczędzanie energii, przeczytać odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania i być na bieżąco z tym, co dzieje się na rynku energii oraz w kwestii wsparcia antyinflacyjnego, to zachęcam do zaglądania na stronę LiczySieEnergia.pl – inicjatywę Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej, który jest partnerem tego wpisu.

https://liczysieenergia.pl/jak-zmniejszyc-rachunek/

Powodzenia w oszczędzaniu!
Marcin Perfuński
kontakt@supertata.tv

Partnerem wpisu jest Polski Komitet Energii Elektrycznej, prowadzący stronę LiczySieEnergia.pl
© Wszystkie prawa zastrzeżone!

Share:

4 comments

    • Marcin Perfuński 26 kwietnia, 2022 at 00:37 Odpowiedz

      Dostało mi się na fanpage’u, że tymi protipami Ameryki nie odkrywam. Ale mimo wszystko fajnie je sobie spisać, bo one układają się w ekonomiczny styl życia. Jak się zaczyna zarabiać pieniądze na siebie i przestaje żyć na koszt rodziców, to nagle zaoszczędzenie kilkuset litrów wody miesięcznie czy iluś kilowat prądu zaczyna mieć znaczenie. 🙂

  1. Joanna 1 kwietnia, 2022 at 20:42 Odpowiedz

    Wiedziałam, że pranie, gotowanie i pieczenie rujnuje zdrowie, a teraz, kiedy okazało się, że także budżet z czystym sumieniem zaczynam się żywić w knajpach i pić kawę wyłącznie w pobliskiej kawiarence. W domu może czasem podładuję laptop 😉

Leave a reply