Bloggers Family Wawa #4
Zanim pokażę Wam zdjęcia z ostatniego spotkania w Rodzinnym Centrum Rozrywki Hulakula, które odbyło się 22 lutego, zróbmy mały back to the past.
Głębokie lata 90., wielkomiejski Ursynów. Taka trochę jeszcze postkomunistyczna szarobura rzeczywistość. Pośród stu tysięcy anonimowych mieszkańców największej dzielnicy Warszawy żyje sobie młody, przystojny, obiecujący chłopak.
To ja.
No dobra, niech będzie tylko młody.
Pamiętam, że takich jak ja było więcej. Dużo więcej. Będąc nastolatkami, szukaliśmy trochę kolorów w tej pochmurnej rzeczywistości. Tak trafiliśmy do przykościelnej Oazy (serio, serio!), tworzonej przez bardzo pozytywnych, szczerych i uśmiechniętych ludzi. W tamtym czasie Oaza, która już wtedy była obiektem szydery i toczenia beki przez rówieśników, dała nam to, czego nie odnajdywaliśmy w szkole czy na podwórku – sens. I przestrzeń wolności.
Właśnie wtedy, w takich okolicznościach, pojawiła się inicjatywa, która leży u fundamentów mojego angażowania się w akcje integrujące ludzi. Raz w roku organizowaliśmy przedstawienia. Bardzo specyficzne przedstawienia.
– Przedstawienia w Oazie? Pewnie o świętych, hue hue!
Nope! Mocno absurdalny humor w stylu Monty Pythona, gdzie… hmm… no… nie było żadnych świętości. Do dziś nie mogę się nadziwić, że nas za to nie ekskomunikowano.
Wystawialiśmy je tylko raz w życiu, w konkretnym miejscu, dla konkretnych ludzi. Wymyślaliśmy wszystko: teksty, scenografię, stroje. Dobieraliśmy muzykę, efekty dźwiękowe i świetlne. Całość trwała dwie godziny, po czym zwijaliśmy scenę i pamięć o przedstawieniu przepadała. Chociaż… zachowały się jakieś nagrania wideo, ale nigdy ich nie opublikuję – dla dobra mojej przyszłej kariery jako prezydenta.
Pełniłem wtedy role reżysera, dźwiękowca, oświetleniowca, a nawet gościa od efektów specjalnych (raz mieliśmy maszynę do robienia dymu i chyba nawet laser!). Po takim maratonie byłem emocjonalnym wrakiem. Najpierw wiele dni, ba! – tygodni przygotowań, potem dwugodzinny show, wpadki, spartaczone sceny, zacięta kaseta z muzyką (pamiętacie jeszcze kasety?)…
No cóż, po czymś takim musiałem dłuższą chwilę pobyć sam, żeby się wewnętrznie poukładać. Przeżywałem każdy udany skecz, rozpaczałem nad każdą porażką. Mówiłem sobie, że nigdy więcej, po czym… rok później robiliśmy kolejne przedstawienie, z nowymi skeczami, jeszcze bardziej wypasione!
Po co to wszystko piszę? Bo podobne emocje pojawiły się we mnie, gdy zaczęliśmy organizować Bloggers Family Wawa. Tygodnie przygotowań, dogadywania się między sobą, negocjacji z potencjalną miejscówką, a potem 3-4 godziny intensywnego spotkania. Cudownego! Kapitalnego! Radosnego!
Tego dnia kładę się spać zwykle bliżej ranka. Gdy wracam do domu, sprawdzam kto był, jakiego bloga prowadzi, co ostatnio napisał. Lista znajomych na Fejsie wydłuża się o kilka, kilkanaście nazwisk, bo zawsze jest ktoś nowy.
No i targają mną emocje. Czy wszyscy dobrze się tam czuli? Czy nikt nie był zawiedziony? Czy kogoś nie zauważyliśmy? Co mogłoby być lepiej?
Już wiem, że tym razem z kilkoma osobami nie porozmawiałem. Żeby choć wymienić kilka słów, przybić piątkę, podziękować za przybycie. Następnym razem muszę o to zadbać, ale łatwiej nie będzie. Frekwencja raczej rośnie niż maleje. 😉
Drugie spostrzeżenie – zdecydowanie potrzebujemy miejsca, gdzie część dziecięca będzie obok tej dla rodziców, ale jednak nie w tak dużym rozstrzeleniu jak w Hulakuli. Wiele osób spędziło te 3 godziny w sali zabaw zamiast na torach bowlingowych, bo najmłodsze dzieci wymagały jednak nieustannej opieki. Przez to pewnie większość z Was nie miała okazji poznać mojej żony, która musiała pilnować czwórki naszych dzieci, podczas gdy ja się lansowałem. 😉
No i chyba muszę przywyknąć do tego, że tworzą się grupki z podziałem według klucza dzieciaci-niedzieciaci. Miałem nadzieję, że gdzieś te granice ulegną zatarciu, ale jednak nic na siłę. Rozpraszacz w postaci absorbującego malucha może skutecznie odstraszać bezdzietnych. I trudno im się dziwić. Więc to Wasze lekkie oddalenie od rozwrzeszczanego epicentrum jest w pełni zrozumiałe. I tak się cieszę, że przychodzicie! 😀
Ogromne podziękowania należą się przede wszystkim Łukaszowi Laskowskiemu, Marketing Managerowi z Hulakuli, który w dwa dni przekonał nas, że warto zorganizować Bloggers Family Wawa właśnie tam. A był to ostatni dzwonek na spotkanie u nich, bowiem w połowie marca to rodzinne centrum rozrywkowe znika z mapy Warszawy. Jeszcze nie wiemy gdzie się przenosi, ale pewnie nie ominie nas impreza inauguracyjna, co nie, Łukasz? 😉
Gorące uściski dla Haliny Mrozek ze sklepu Bobomio.pl! Gdy ze smutkiem napisałem na naszej grupie facebookowej, że tym razem nie uda się załatwić #darówlosu, odezwała się Halinka. Zaproponowała, że Bobomio ufunduje nagrody dla zwycięzców gry w kręgle! Tym samym uratowała nasz honor, uff… Swoją drogą zachęcam do zerknięcia na ofertę Bobomio, zwłaszcza rodziców poszukujących naturalnych i ekologicznych produktów dla swoich pociech. Ugrzęźniecie tam na dobre! W moim domu hitem stała się torba z dinozaurami, którą można własnoręcznie pokolorować. Super!
Halinka (w środku) pilnuje, czy Przemek prawidłowo przekazuje Agnieszce dary losu. Uwag nie było. |
Kamil Świątkowski, czyli Tatuś-Bajarz siedzący PrzyKominku.com, zaproponował dostarczenie nagród pocieszenia dla najgorszych graczy. W ten sposób i ja otrzymałem szansę na gifta! 😀
Przemek wygrał grę o Wikingach… 🙁 Ale za to ja jestem wyższy! 😀 |
Na koniec wielka piona dla mojego człowieka, Przemka Jurgiel-Żyły z Tato.mobi, który ogarnął błyskawiczne negocjacje z Hulakulą. Praktycznie w 24 godziny mieliśmy wszystko dogadane, jedynie dociskając ich w kwestii większych rabatów na dodatkowe atrakcje. To dzięki Przemkowi mieliśmy darmowe tory bowlingowe, zniżki na salę zabaw dla dzieci i catering. Zróbcie dla niego hałaaas!!!
Następne spotkanie w marcu. Jeśli chcecie być na bieżąco, zapiszcie się na grupę Bloggers Family Wawa na Facebooku. Tam ustalamy wszystkie szczegóły.
No dobra, a teraz zdjęcia: