FinanseMotywacja

Nie jestem niezniszczalny, czyli jak uświadomiłem sobie swoją ulotność

To opowieść o dojrzewaniu do odpowiedzialności. Niby za samego siebie, ale w gruncie rzeczy za najbliższych – by zapewnić im bezpieczeństwo zwłaszcza wtedy, gdy sami już nie będziemy w stanie tego robić.

Kilka lat temu kupiłem sobie skuter. Ponieważ mieszkałem wówczas w Mysiadle pod Warszawą, a pracowałem w centrum stolicy, byłem skazany na stanie co rano w korkach na Puławskiej – jednej z głównych dróg dojazdowych do miasta od południowej strony. Szukałem więc jakiejś alternatywnej metody transportu, która umożliwiłaby mi ominięcie zatkanych ulic.

Pod tym względem skuter wydawał się być pojazdem idealnym! Może nie za szybkim, ale za to zwinnym, bo umożliwiającym jeżdżenie pomiędzy stojącymi autami. Być może budziłem w siedzących w nich kierowcach ambiwalentne uczucia, ale who cares!zanim zdążyli mnie pozdrowić międzynarodowym znakiem pokoju, znanym jako digitus impudicus, ja już byłem dwa skrzyżowania dalej. Nara!

Moją pewność siebie burzyli jedynie ludzie „życzliwi”, którzy co jakiś czas pytali, czy aby jestem odpowiednio ubezpieczony. Traktowałem tę „życzliwość” właśnie w cudzysłowie, czyli niedosłownie, a wręcz dwuznacznie: może i wynikała ona z ich troski, ale odbierałem to jako czepialstwo. No bo przecież miałem ubezpieczenie OC (Odpowiedzialność Cywilna), rozszerzone o jakiś pakiet ubezpieczenia NNW (Następstw Nieszczęśliwych Wypadków), więc w razie wypadku byłem chroniony. A poza tym byłem mistrzem kierownicy, bez żadnych stłuczek czy obtarć na koncie, co poświadczały maksymalne zniżki ubezpieczeń komunikacyjnych. Tak więc z czym do ludzi, heloł!

Z czasem zrozumiałem, że mieli oni na myśli coś znacznie większego i ważniejszego, o czym ja zapomniałem. Nie chodziło im tylko o ochronę mnie samego, ale również – a może przede wszystkim – o zapewnienie bezpieczeństwa moim bliskim.

Ten tekst opisuje moją historię dojrzewania do podjęcia decyzji o zapewnieniu bezpieczeństwa finansowego sobie i swoim bliskim. Tak go, proszę, odczytujcie: jako moją historię, pewnie trochę naiwną, ale autentyczną i szczerą. Być może jesteście już kilka kroków dalej i całość wyda się Wam błaha. Ale może wciąż stoicie przed takimi decyzjami i odnajdziecie w obrazkach z mojej przeszłości samych siebie: swoje obecne postawy, wątpliwości lub przekonania. Mam nadzieję, że przynajmniej zostawię Was z kilkoma pytaniami i skłonię do poszukania na nie odpowiedzi.

A ponieważ partnerem tego wpisu jest Towarzystwo Ubezpieczeniowe Compensa, w tekście znajdziecie odnośniki do strony internetowej https://przyszloscjestdzis.compensa.pl Znajduje się na niej więcej informacji o ubezpieczeniach na życie dedykowanych rodzicom oraz formularz kontaktowy, do którego możecie wpisać swoje dane. W ciągu doby oddzwoni do Was specjalista z TU Compensa i odpowie na wszelkie pytania lub coś Wam zaproponuje, jeśli oczywiście będziecie zainteresowani.

Chociaż… w sumie to nie musicie czytać tego tekstu do końca. Możecie przejść na stronę TU Compensa już teraz, a co! Wystarczy, że klikniecie na TEN NAPIS!

Kiedy ja radośnie i bezstresowo śmigałem skuterem pomiędzy hatchbackami, sedanami, ale i SUV-ami, autobusami czy TIR-ami, w moim domu powoli przybywało dzieci. Szczęśliwie wszystkie rodziły się zdrowe i rumiane, żona rozkwitała w macierzyństwie, a moja kariera zawodowa nabierała tempa. No żyć, nie umierać!

Ale takie idylliczne życie może uśpić czujność. Utwierdza nas w błędnym przeświadczeniu, że jesteśmy odporni na wszelkie nieszczęścia i możemy spać spokojnie. To takie myślenie kilkuletniego dziecka, które jest przekonane, że w zasadzie to zrobione jest z gumy, nic go nie rusza i na każdym kroku może rzucać światu wyzwania prosto w twarz.

Tymczasem prawda jest taka, że podczas jazdy na skuterze wcale nie musiałbym spowodować wypadku ja – mógłbym być po prostu jego ofiarą. Mógłby wjechać we mnie jakiś niedzielny kierowca, który z powodu stresu pomyliłby hamulec z pedałem gazu. Albo zmęczony kierowca TIR-a, który po nocnej podróży miałby obniżony refleks i nie zatrzymałby rozpędzonej ciężarówki na czas. Przecież nie wiemy, jakich ludzi po drodze mijamy. Zamyślonych lekkoduchów z głową w chmurach? A może sfrustrowanych nerwusów świeżo pokłóconych ze swoimi ukochanymi? Albo młokosów, którzy dopiero co odebrali prawo jazdy i drżą wrzucając wyższy bieg? Każdy z nich przez swoje roztrzepanie mógłby stać się przyczyną wypadku i to niezależnie od moich własnych umiejętności.

Ale przecież niebezpieczeństwo czyha na nas także w wielu innych miejscach. Wchodząc na drabinę, schodząc ze schodów, wspinając się na drzewo w ramach zabawy z dziećmi czy odkręcając gaz w kuchence – któż z nas może wiedzieć, czy aby ten gest, ten krok, ten ruch nie będzie tym błędnym? Ja tego na 100 procent nie wiem…

Prawda jest jednak taka, że to nie wypadki są najczęstszą przyczyną zgonów – prawdziwy wróg czai się w nas samych! Ostatnie dane Eurostatu wyraźnie pokazują, że na przestrzeni dekady (2005-2015) współczynnik umieralności z powodu wypadków komunikacyjnych zanotował największą tendencję spadkową spośród głównych przyczyn śmierci w państwach UE. Wzrosła za to liczba zgonów z powodu chorób układu nerwowego oraz umieralność na raka płuc (uwzględniając również raka tchawicy i oskrzeli). Widać to dobrze na poniższym wykresie dotyczącym mężczyzn, czyli istotnym dla mnie:

Przyczyny zgonów mężczyzn w Europie w latach 2005-2015
Źródło: Eurostat

Z wykresu wynika też, że w skali Europy spadła umieralność z powodu nowotworów złośliwych i choroby niedokrwiennej serca, ale – uwaga! – to nie dotyczy Polski! Według danych GUS główne przyczyny zgonów w naszym kraju to choroby układu krążenia (45,7%), nowotwory (26,7%) i choroby układu oddechowego (6,1%). Dobrze ilustruje to poniższy wykres:

Źródło danych: Główny Urząd Statystyczny
Źródło wykresu:
Polska w liczbach

Krótko mówiąc, mógłbym być mistrzem kierownicy, skakać na bungee, uprawiać loty spadochronowe albo nurkować w podmorskich rozpadlinach i prawdopodobnie nic by mi się nie stało. Ale mam niemal 50% szans, że dopadnie mnie jakaś choroba układu krążenia i będzie po mnie, nawet jeśli prowadziłbym spokojny, bezpieczny i zachowawczy tryb życia. Szok, co nie?!

Uświadomiłem sobie, że gdyby stało mi się coś naprawdę poważnego – ale takiego, co położyłoby mnie na jakiś czas nie tylko do szpitala, lecz na wieki do trumny – moje dzieci zostałyby bez taty, a żona bez męża. No i bez środków do życia.

W jednej chwili spadłaby na moją Anię konieczność spłacania kredytu hipotecznego (wówczas jeszcze frankowego!), który był dość istotną pozycją w naszym budżecie domowym po stronie kosztów. Musiałaby także mieć fundusze do normalnego funkcjonowania w codziennym życiu: robienia zakupów w sklepie, opłacania rachunków za prąd, gaz i wodę czy wspierania edukacji dzieci. Moja żona musiałaby to wszystko ogarniać sama, nie mając praktycznie żadnych źródeł finansowania – byłem bowiem do tej pory jedynym żywicielem rodziny.

Żadne z posiadanych przeze mnie wówczas ubezpieczeń nie pokryłoby kosztów ich życia w pierwszych miesiącach po mojej potencjalnej stracie. Sumy ubezpieczenia NNW sięgały wówczas raptem kilkudziesięciu tysięcy złotych, co nie zapewniłoby na długo stabilności finansowej mojej rodzinie. Wystarczy wspomnieć, że spłata samego kredytu hipotecznego, który wtedy mieliśmy, to był koszt rzędu kilkuset tysięcy złotych. Skąd wziąć jeszcze pieniądze na jedzenie, środki czystości czy opłacenie obiadów w szkole? Trudno byłoby oczekiwać od ledwo co owdowiałej matki, że rzuci się w wir pracy i sama zacznie zarabiać na dom, wychowując jednocześnie kilkuletnie dzieci.

Uświadomienie sobie tego było dla mnie niczym wylanie kubła zimnej wody na gorącą głowę… Postanowiłem więc wziąć odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale przede wszystkim za najbliższych, żeby zapewnić wszystkim poczucie bezpieczeństwa.

Zaczęliśmy budować poduszkę finansową, czyli odkładaliśmy pieniądze na czarną godzinę. Uzbierana kwota miała zapewnić nam majątkowy spokój w sytuacji konieczności nagłego poniesienia niespodziewanych wydatków.

Taka sytuacja nadeszła całkiem niedawno, bowiem pod koniec 2017 roku kupiliśmy nowy dom, który trzeba było wykończyć. Szybko okazało się, że przeznaczone na to pieniądze skończyły się i musieliśmy sięgnąć po wszystkie możliwe oszczędności. Gdyby nie poduszka finansowa, nie byłoby to możliwe. W końcu udało się i zamieszkaliśmy w nowym domu, ale wyczyściliśmy konto do zera. Mało tego, zadłużyliśmy się u rodziny i dodatkowo w banku, biorąc jeszcze kredyt konsumpcyjny, czym ponownie zdestabilizowaliśmy domowe finanse…

Życie na krawędzi, co nie?

Wyobraźcie sobie teraz, że w tamtym trudnym momencie dzieje się coś złego i znikam z tego świata. Z czym zostawiam moją żonę i dzieci? Już nie tylko z koniecznością samodzielnego spłacania nowego kredytu hipotecznego, tym razem w złotówkach, który zaciągnęliśmy na nowy dom, szczęśliwie pozbywając się wcześniej tego frankowego (chociaż tyle dobrego w tym wszystkim…). Zostawiam ją z dodatkowymi długami i totalnie bez środków do życia! Na poduszce finansowej nie było ani grosza. Pięćset plus? Może kupiłaby za to jedzenie dla siebie i dzieci. A z czego opłacać rachunki, raty, komitety rodzicielskie w przedszkolu i szkole? Niektórzy nazywają taką sytuację wulgarnie, bo byciem w czarnej *&%$#@, ale ja to rozumiem – trochę tak się wtedy czułem…

To był ten moment, w którym zainteresowałem się różnymi formami zabezpieczenia rodziny na wypadek mojej śmierci, czyli ubezpieczeniami na życie. Nie chciałem jednak traktować tego jako kolejnej usługi finansowej, która zagwarantuje nam finansowy spokój w bliżej nieokreślonej mglistej przyszłości. Zależało mi na tym, by zakres tego ubezpieczenia był na tyle szeroki, by zapewniło ono mnie i moim najbliższym spokojny sen. Tak właśnie chciałem na to patrzeć: jak na okład z melisy, który ukoiłby moje nerwy w obszarze, na który w większości nie miałem wpływu.

I wiecie co? Zadziałało!

Wreszcie po latach rozważań „co by było, gdyby…” przestałem to robić. Odnalazłem spokój. Ubezpieczyłem swoje życie na bardzo dużą kwotę, która w pełni zabezpiecza teraz mnie i moją rodzinę. Z jednej strony działa ono jak typowe ubezpieczenie na życie, czyli w przypadku mojej przedwczesnej i niespodziewanej śmierci rodzina otrzyma naprawdę wysokie odszkodowanie. Kwota jest na tyle duża, że umożliwi mojej żonie nie tylko spłacenie całego kredytu hipotecznego, ale też zapewni jej spokojne wychowywanie dzieci przez kilka kolejnych lat i to bez konieczności podejmowania przez nią w tym czasie dodatkowej pracy. Będzie mogła skupić się na najważniejszym – na naszych córkach. Serio, tu nie było nad czym się zastanawiać: bezpieczeństwo, spokój i stabilność finansowa moich najbliższych jest dla mnie priorytetem.

Wybierając ubezpieczenie na życie warto jednak dobrać takie, które chroniłoby również wiele innych sfer i to jeszcze za życia ubezpieczonego. Towarzystwa coraz bardziej rozszerzają swoje oferty, czyniąc z ubezpieczeń na życie prawdziwe kombajny. Tak też jest w przypadku dwóch ofert TU Compensa, które dedykowane są rodzinom.

Gwarancja Ochrony Optima

To ubezpieczenie życia i zdrowia – czyli, że zabezpiecza najbliższych w przypadku śmierci ubezpieczonego, ale i jego samego, gdy zajdą przykre okoliczności, np. wypadek, choroba, operacja czy pobyt w szpitalu. To idealne ubezpieczenie dla tych, którzy nie żyją samotnie, ale z bliskimi, a także dla nas samych, pragnących mieć zapewniony finansowy spokój w trudnych sytuacjach, które mogą nas dotknąć.

No bo fajnie mieć poduszkę finansową, ale często traktujemy ją jako zabezpieczenie na przyszłe wydatki związane np. z remontem mieszkania, zakupem nowego auta czy studiami dziecka. Nie myślimy o niej jako źródle finansowania naszego pobytu w szpitalu lub wykonania niespodziewanej, bardzo drogiej operacji. Gwarancja Ochrony Optima to tak skonstruowany pakiet ubezpieczeniowy, by za niewielką comiesięczną opłatę mieć w razie wypadku środki na leczenie i stanięcie na nogi.

Dobór sum odszkodowania i wysokości składki jest ustalany indywidualnie, zależnie od potrzeb i możliwości ubezpieczającego. Najtańsza wersja to koszt rzędu 50 zł miesięcznie, choć młodzi ludzie najczęściej decydują się na składkę o wartości ok. 100 zł miesięcznie. Wartość takiego rozwiązania rośnie, gdy patrzymy na ubezpieczenie nie tylko z perspektywy własnych potrzeb, ale mając przed oczami własną rodzinę, za którą jest się odpowiedzialnym.

Jeżeli już teraz czujecie się przekonani, TO KLIKNIJCIE TUTAJ, a zostaniecie przeniesieni do formularza, o którym wspomniałem na początku tego wpisu. A jeśli nie, to poniżej znajdziecie trzy mocne argumenty za tym, żeby jednak poważnie to rozważyć.

Zalety pakietu Gwarancja Ochrony Optima:

  • Wysoka suma ubezpieczenia – dla osoby dorosłej może wynosić nawet 5 milionów złotych!
  • Wcześniejsza wypłata 50% sumy ubezpieczenia (maksymalnie nawet 300 tysięcy złotych!) w przypadku zdiagnozowania choroby śmiertelnej.
  • Bardzo dobra relacja składki do sumy ubezpieczenia – za niewielką składkę otrzymuje się wysokie ubezpieczenie.

I co, jesteście zainteresowani? No to KLIK!

Gwarancja Komfort

To program, który łączy ubezpieczenie na życie z oszczędzaniem. Umożliwia zebranie gwarantowanej kwoty na przyszłość dla dziecka czy po prostu dla siebie, jednocześnie zapewniając wszystko to, co daje ubezpieczenie na życie.

Co to oznacza? Jeżeli co miesiąc będziemy wpłacać zadeklarowaną kwotę, to po upływie określonego czasu na naszym koncie zostanie zgromadzony gwarantowany kapitał. Jeśli nic w tym czasie się nie stanie, będziemy żyć w zdrowiu i pracować, a jednocześnie odkładać zadeklarowaną składkę, to po zakończeniu umowy po prostu wypłacimy zgromadzone pieniądze.

A co, jeśli jednak coś się stanie, np. ciężko zachorujemy albo potrąci nas samochód? Wtedy mamy pewność, że dziecko lub współmałżonek otrzyma ustaloną kwotę pieniędzy i będzie mogło dalej spokojnie żyć, realizując swoje cele.

Minimalna kwota składki w przypadku Gwarancji Komfort to 100 zł miesięcznie, choć najczęściej wybieraną kwotą jest około 250 zł miesięcznie.

TU KLIKNIJCIE, jeśli już teraz chcecie przenieść się do formularza. A niezdecydowanym podrzucam jeszcze dwa argumenty:

Zalety ubezpieczenia Gwarancja Komfort:

  • Kwota gwarantowana to minimum, które zostanie wypłacone. Pieniądze „pracują” przez okres trwania umowy i TU Compensa dzieli się z klientem wypracowanym zyskiem w podziale: 90% dla klienta, 10% dla Compensy w momencie wypłaty.
  • Zwolnienie z podatku – cała kwota jest wolna od 19-procentowego podatku od dochodów kapitałowych, czyli tzw. podatku Belki. Odszkodowanie wypłacone np. z tytułu śmierci rodzica również nie będzie objęte podatkiem od spadków i darowizn.

Przypominam o LINKU DO FORMULARZA. Ta forma kontaktu jest o tyle wygodna, że ułatwia umówienie się na spotkanie z agentem, a tylko tak da się zawrzeć umowę – nie można tego zrobić przez Internet. Poza tym warto porozmawiać o swoich potrzebach i poznać dostępne rozwiązania. Dla porządku dodam, że spotkanie jest darmowe i do niczego nie zobowiązuje. No to KLIK!

* * *

Teraz jestem bogatszy o doświadczenie i wiedzę, której jeszcze kilka lat temu nie miałem. Dzisiaj patrzę na tamten czas z sentymentem, ale nie tęsknię za nim. Wypełniała go niedojrzała wiara w to, że nic mnie nie ruszy. Innych owszem, co chwilę dopadały jakieś nieszczęścia, ale mnie? To niemożliwe!

Tymczasem tak naprawdę miałem jakieś niesamowite szczęście, które uchroniło mnie przed nieszczęściem. Żyłem w bańce przekonań o własnej niezniszczalności, którą w wieku nastoletnim da się wytłumaczyć młodym wiekiem, ale która nie przystoi ojcu rodziny wielodzietnej.

Etap naiwnego lekkoduchostwa trzeba było odłożyć do lamusa. Nadszedł czas dojrzałości i odpowiedzialności za tych, których się kocha.

Z taką myślą chciałbym Was zostawić. 🙂

Wszystkiego dobrego!

Marcin Perfuński

kontakt@supertata.tv

Zdjęcia: Free Images, Pixabay

Partnerem wpisu jest Towarzystwo Ubezpieczeniowe Compensa

Share:

Leave a reply