Co można znaleźć w kosmetykach dla dzieci?
Nie mam problemów z kosmetykami. Gdy jakiegoś potrzebuję, wchodzę do sklepu, wącham i jak mi zapach podchodzi, to kupuję. Proste. Nigdy nie zawiodłem się na tym systemie.
No, może raz zdarzyło się coś, co mogło poddać w wątpliwość powyższą metodę. Użyłem kiedyś dezodorantu w sztyfcie znanej marki, po którym coś mnie swędziało. To nie były czasy Facebooka, więc nie miałem gdzie wylać swoich żalów, obsmarowując producenta w przekonaniu, że to na pewno jego wina. Kosmetyk po prostu odłożyłem. Po jakimś czasie kupiłem go jeszcze raz i po reakcji alergicznej nie było śladu.
Skład kosmetyku się zmienił? Przeszła mi alergia? A może ani jedno, ani drugie? Bo to wcale nie musiał być problem z kosmetykiem, tylko z czymś kompletnie innym, co niefortunnie zbiegło się w czasie z użyciem dezodorantu, np. nie myłem się przez trzy dni i skóra zaczęła protestować. 😉
A najłatwiej by było za całe zło obwinić niewinną markę…
Ciocia Krysia nie jest dermatologiem!
To oczywiście przykład anegdotyczny, czyli z punktu widzenia naukowego bezwartościowy. Dopiero tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy takich przykładów, na których byłoby widać jakąś powtarzającą się regułę, mogłyby stanowić ilustrację do dowodu naukowego potwierdzonego badaniami, że jakiś kosmetyk szkodzi.
To ostatnie jest niezwykle ważne. Nie doświadczenie cioci Krysi, która psikła się perfumą i cała poczerwieniała, po czym zaśpiewała arię z „Toski” na jednym wydechu. Nie opowieść zasłyszana od brata kuzyna wujka Zbyszka ze strony matki, że jakiś krem barwi na zielono i powstają purchle, z których słychać piekielne wyziewy. Nawet nie moje doświadczenie ze swędzącymi pachami, ale właśnie dowód naukowy potwierdzony badaniami.
Ale i w drugą stronę działa to podobnie.
Byłbym ignorantem, gdybym uznał, że moje koniec końców pozytywne doświadczenie z dezodorantem jest wystarczającym dowodem na to, że wszystkie kosmetyki są cacy. Wokół mnie i zapewne wokół Was jest sporo osób, które mają skórę odbiegającą od normy: wrażliwą, naczynkową, suchą, tłustą czy mieszaną. Mam takiego jednego osobnika w domu i dla niego kupujemy delikatniejsze kosmetyki. W jego wypadku wystarczyło jednak przejść się do dermatologa, by otrzymać diagnozę i wiedzieć, jak dalej postępować.
Mam nieodparte wrażenie, że dzisiaj zamiast do dermatologa wolimy udać się na Facebooka i tam szukać porady lub – co chyba częstsze – wyrzucić z siebie frustrację. Nie szukać przyczyny i rozwiązania problemu, tylko wyolbrzymić skutek i zakrzyczeć głos rozsądku – również w przypadku tematu kosmetyków.
Rozkładamy na czynniki pierwsze skład szamponu dla dzieci
Kiedy otrzymałem zaproszenie od marki Johnson’s Baby na konferencję inaugurującą akcję #SprawdzoneUdowodnione, pomyślałem, że to świetna okazja, by zapytać specjalistów o mity związane z kosmetykami. Jako że są największym na świecie producentem środków myjących dla dzieci, muszą na co dzień zmagać się z ich obalaniem.
Akurat w przypadku kosmetyków dla dzieci trzeba być wyjątkowo ostrożnym w doborze ich składu. Skóra niemowlaka jest nawet 30% cieńsza od skóry dorosłego człowieka, dwa razy szybciej traci wodę i może być bardziej podatna na substancje drażniące. Dlatego renomowany producent środków myjących dla najmłodszych nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek wtopę – rodzice by mu tego nie darowali i dość szybko przestałby być renomowanym producentem.
Nie chciałem jednak bujać jedynie w teoretycznych obłokach, ale zejść na ziemię i na konkretnym przykładzie pokazać, z czego składa się kosmetyk dla dzieci. Akurat na konferencji Johnson’s Baby była obecna doktor inżynier Magdalena Sikora, kierownik Podyplomowego Studium Kosmetologii na Wydziale Biotechnologii i Nauk o Żywności Politechniki Łódzkiej. Trudno o lepszego i bardziej obiektywnego eksperta w temacie składów kosmetyków niż naukowiec, który „robi w kosmetykach” od rana do wieczora.
Na konferencję przyniosłem ze sobą szampon Johnson’s Baby No More Tangles, którego używają na co dzień moje dzieci. Poprosiłem panią doktor o to, by przeczytała ze mną skład tego kosmetyku i wyjaśniła krok po kroku, co oznaczają kolejne jego punkty i jakie jest ich działanie.
Dla uwiarygodnienia naszej rozmowy postanowiłem ją nagrać. Dodam, że dr inż. Magdalena Sikora nie wiedziała wcześniej o moim zamiarze. Uprzedziłem ją jedynie na minutę przed włączeniem kamery, co chcę zrobić. Zgodziła się. Oto efekt naszej rozmowy:
* * *
Tak sobie myślę, że fajnie by było, gdyby w przypadku różnych wątpliwości, naturalnie pojawiających się w głowie rodzica na różnym etapie wychowania dziecka, sięgało się najpierw do doświadczenia specjalistów. Lepsze to niż karmienie się anonimowymi teoriami spiskowymi, od których puchnie Internet. Zamiast wytaczania dział i walenia z nich w co popadnie, rozsądniejsze wydaje się szukanie wiedzy w sprawdzonych źródłach i czerpanie jej od utytułowanych fachowców.
Jeśli chcielibyście skorzystać z możliwości zadania takich pytań, to marka Johnson’s Baby organizuje cykl warsztatów „Sprawdzone – udowodnione!” w wielu miastach Polski. Wystarczy wypełnić formularz znajdujący się pod linkiem: https://www.johnsonsbaby.com.pl/zapisy-na-warsztaty
Polecam!
Marcin Perfuński
Wpis powstał we współpracy z marką Johnson’s Baby
© Wszystkie prawa zastrzeżone!
Świetna inicjatywa Johnson’s Baby! Oby więcej takich 🙂